Szczęśliwego Nowego 12-tygodniowego Roku!
Jest koniec czerwca. Zrobiłam podsumowanie roku. I jestem z siebie dumna! Sporo osiągnęłam. Jeden z celów zrealizowałam w stu procentach! Pozostałe powyżej 85%. No i jak na dłoni widzę, gdzie zabrakło pary: ostatni cel wykonany tylko w skromnych 17-stu procentach.
Ale o co chodzi? Czerwiec? Podsumowanie roku?
Tak! Podsumowanie! Ale nie zwykłego roku, tylko 12-tygodniowego.
Planowanie dwunastotygodniowe
To niezwykle proste narzędzie. Koncepcja dość znana – planowanie kwartalne, planowanie na trzy miesiące lub właśnie – planowanie dwunastu tygodni. Mnie najbardziej odpowiada ta ostatnia nazwa. Bo każdy, ale to KAŻDY, tydzień się liczy.
Podejrzewam, że w styczniu miałaś wielkie plany i postanowienia. Pamiętasz, ile z nich zrealizowałaś do końca stycznia? Do końca kwartału? Do dziś?
Z perspektywy stycznia wydaje się, że w ciągu roku jest mnóstwo czasu, by wszystko zrobić, a grudzień to bardzo odległa przyszłość. Dlatego, kiedy kończy się styczeń, wydaje Ci się, że wciąż masz dużo czasu, bo aż 11 miesięcy. Pod koniec marca masz świadomość, że przed Tobą jeszcze całe trzy kwartały. A potem najczęściej plany przekładasz na “po wakacjach”, bo “wypoczęta będę mieć więcej siły”. A kiedy nadchodzi czwarty kwartał… Już wiesz, jak kończy się to wielkie planowanie?
Myślenie w ujęciu rocznym usypia czujność. Dlatego chcę Cię przekonać się do planowania dwunastotygodniowego.
Przeczytaj i przetestuj
Skąd ta moja ekscytacja? A stąd, że ten plan u mnie działa.
Sama idea jest zaczerpnięta z książki “12-tygodniowy rok. Osiągnij w 12 tygodni więcej niż inni w 12 miesięcy” (autorzy: Brian. P Moran, Michael Lennington, wydawnictwo StudioEMKA), a założenia tej metody świetnie opisał Dominik Juszczyk na swoim blogu. U mnie kolejność poznawania źródeł była w sumie odwrotna. Najpierw zainteresowałam się artykułem Dominika i pobrałam z jego strony arkusz planu w excelu. Arkusz jest podstawą do planowania 12-tygodniowego roku. Zrozumiałam ideę. Rozpisałam cele oraz taktyki (kroki), którymi zrealizuję te cele. W dwunastu tygodniach. Potem kupiłam wspomnianą książkę i dalej realizowałam plan, modyfikując go o wskazówki z lektury.
Narzędzia są dla ludzi
Żeby przyjemniej mi się planowało, przerobiłam arkusz 12-tygodniowego roku dla siebie. A przede wszystkim, uwaga!, pokolorowałam go na różowo i żółto 🙂. Może to brzmi zabawnie. Ale otwieram arkusz i od razu się uśmiecham. W takich słonecznych kolorach wszystko osiągnę. Systematycznie, krok po kroku.
Plan przerobiłam na arkusz Google, żeby mieć do niego dostęp z każdego miejsca. Przede wszystkim z telefonu.
W postępie siła!
Czym koncepcja 12-tygodniowego roku różni się od zwykłego rozpisania celów na kwartał?
Największą różnicą jest pomiar postępu.
W tabeli realizację zadania oznaczasz w prosty sposób: 1 = zrobione, 0 = niezrobione. Zaś formuła liczy postęp zrealizowanych zadań w skali całego Twojego roku.
Sama oceniasz realizację zadania i dzięki temu w każdym tygodniu widzisz, czy Twoja dotychczasowa praca przybliża Cię do mety. Postęp (zaznaczyłam na ilustracji) mierzy się procentowo w stosunku do aktualnego tygodnia, w którym pracujesz.
Według autorów książki, tylko wynik postępu powyżej 85% w trakcie trwania 12-tygodniowego roku, daje szansę zrealizowania postawionych sobie celów.
Co oznaczają te procenty?
Wyobraź sobie, że zbudowałaś swój 12-tygodniowy rok z czterema celami. Każdy cel rozbiłaś na 12 mniejszych zadań / taktyk / kroków, które doprowadzą Cię do mety. Jeśli przez następne 6 tygodni realizujesz tylko jeden z celów, zaniedbując pozostałe, to Twój postęp wyniesie 25% na koniec szóstego tygodnia. Jaka jest szansa, że zbierzesz siły i przez pozostałe 6 tygodni nadgonisz stracony czas?
Jeśli jednym z celów było uczenie się codziennie jednego słówka po hiszpańsku, to może i nadrobisz zaległości ucząc się w jeden wieczór 42 słówek. Ale jeśli planowałaś przygotować się do maratonu i miałaś 3 razy w tygodniu trenować, to czy nadrobienie zaległości, poprzez bieganie przez całą sobotę, przybliży Cię do celu?
Spójrz teraz na drugi przykład. Jeśli realizowałabyś swoje taktyki w miarę regularnie i jeżeli postęp w połowie Twojego 12-tygodniowego roku wyniósłby powyżej 85%, to widzisz dokładnie, że jeszcze masz 6 tygodni, by nadgonić zaległości i bez większego wysiłku masz duże szanse, że cele zrealizujesz w 100%.
Każdy tydzień się liczy! Każdy tydzień pokazuje Ci, jakie jest prawdopodobieństwo osiągnięcia Twoich głównych celów. Mnie osobiście świadomość postępu bardzo motywowała do działania. Swój rok analizuję minimum raz w tygodniu, oznaczając zrealizowane zadania i wyraźnie widzę, na co położyć większy nacisk.
I tu dodam bardzo pozytywną informację – zrealizowałaś swój rok tylko w 60%? Może i nie najlepiej, ale – to dopiero Twój drugi kwartał prawdziwego roku! Masz kolejne 2 kwartały, żeby nadrobić zaległości! Widzisz różnicę? Nie czekasz do grudnia, żeby przekonać się że “znowu nie wyszło”, tylko już po 12 tygodniach dostajesz informację zwrotną, by coś w planie zmienić, przyspieszyć, przearanżować i realizować przez kolejne 12 tygodni.
Od czego zacząć planowanie 12-tygodniowego roku
Zacznij od rozpisania jednego celu – remont domu, nauka języka, realizacja kursu online, czytanie książek. Sprawdź, czy ta metoda jest dla Ciebie. Zobaczysz, czy procentowa ocena skuteczności, działa na Ciebie motywująco czy paraliżująco. To ważne, aby metoda zarządzania zadaniami była dla Ciebie pomocna, a nie była jedynie dodatkowym stresem. W końcu tykający zegar nad głową to nic przyjemnego, gdy termin już blisko.
Jednym z moich talentów Gallupa jest Osiąganie (Achiever) i ja po prostu lubię tabelki, listy zadań i odhaczenie ich realizacji. Weź na to poprawkę, bo narzędzia są dla ludzi, a nie odwrotnie.
A jeśli chcesz poczytać o innych polecanych przeze mnie książkach to zajrzyj tu:
Cała naprzód! – Michael Hyatt – Plan życia, wakacje życia i po prostu życie
Porozumienie bez przemocy – Marshall B. Rosenberg – Jak rozmawiać z szefem?
12-tygodniowy rok – Brian. P Moran i Michael Lennington– Szczęśliwego Nowego 12-tygodniowego Roku!
Jedna rzecz – Gary Keller i Jay Papasan – Jedna rzecz, czyli pierwsza kostka domina